Gdy przybywa bogactwa,
przybywa tych, którzy z niego żyją.
A ile ma z nich właściciel?
Tyle, że jego oczy je widzą.
Słodki jest sen służącego,
czy zje mało, czy wiele.
Temu, kto opływa w dostatki,
brak wytchnienia, by spać.
Jest pewna bolesna sprawa,
którą widziałem pod słońcem:
Bogactwo zachowane
na nieszczęście właściciela.
Otóż przez nieszczęśliwe zdarzenie
całe bogactwo
przepadło,
a on spłodził syna i nie ma mu co dać.
Jak wyszedł z łona swej matki,
tak nagi musi odejść;
nic nie zabierze z tego,
do czego przykładał dłoń —
to jest właśnie ta bolesna sprawa.
Odchodzi tak, jak przyszedł.
Cóż za korzyść, że trudził się
dla wiatru?
Poza tym, przez całe życie
jadł po ciemku,
zamartwiał się,
chorował i żył w niepokoju.
Oto, co uznałem za dobre i piękne: Móc jeść i pić, i cieszyć się powodzeniem przy całym trudzie, który się znosi pod słońcem przez tych parę dni życia, których Bóg człowiekowi udziela — taki to ludzki dział. Również, kiedy Bóg daje człowiekowi wielki majątek i pozwala mu z niego korzystać, jeść i pić, i cieszyć się przy całym trudzie, to jest to Boży dar. Ktoś taki nie pamięta zbyt wielu przykrych dni życia, ponieważ Bóg udzielił mu radości.